Po kilku latach absencji w tworzeniu wpisów na moim blogu - swoją aktywność przeniosłem na LinkedIn - postanowiłem przerwać to milczenie. To efekt zbulwersowania praktykami jakie obserwuje w branży monitoringu i analizy mediów.
Kończą się wakacje i napływa do nas ogrom zleceń na raporty sponsoringowe podsumowujące eventy, festiwale, maratony, koncerty, rozgrywki itp. oraz jak zwykle o tej porze półroczne podsumowaniami komunikacji marek i analizy konkurencji. Przy tej okazji otrzymujemy do weryfikacji raporty wykonane przez inne podmioty z rynku. Na slajdach wszystko się zgadza: wykresy rosną, wskaźniki lśnią. A jednak, gdy wjeżdża nasza weryfikacja, pęka bańka. Okazuje się, że nawet połowa materiałów jest „nie na temat”, brakuje kluczowych mediów, a AVE bywa wielokrotnie zawyżone przez sztucznie nadmuchane cenniki lub błędy w metodologii. Zdarza się też zrównywanie pasm RTV - jakby prime time kosztował tyle co nocne powtórki. To nie są drobiazgi. To mechanizmy, które wprost deformują decyzje i usypiają czujność.
Skąd bierze się iluzja?
-
Zaszumione dane - do kalkulacji wpadają wzmianki odklejone od celu komunikacji, materiały nie na temat będące wynikiem automatycznego monitoringu.
-
Niekompletna baza źródeł - pominięte tytuły/kanały wypaczają obraz rynku i konkurencji.
-
Cenniki bez kontekstu - brak rozróżnień format/placement; w RTV brak pasm i godzin.
-
„Mnożniki za PR” - to kosmetyka (x3, x5…), a nie metodologia.
-
Brak zderzenia z rynkiem - zero sanity checku z realnymi CPM/CPP/kolumną czy formatami digital.
Efekt?
Po pierwsze - fałszywe bezpieczeństwo („skoro AVE rośnie, to jest dobrze”).
Po drugie - złe decyzje: wybór kanałów, influencerów, ocena sponsoringu i pozycji vs. konkurencja odbywa się na zafałszowanej mapie.
Po trzecie - erozja zaufania zarządów: kiedy wyniki finansowe nie nadążają za „wzrostami na slajdach”, PR i marketing płacą reputacją.
Żeby była jasność: AVE nie jest złem wcielonym. Ale trzeba go traktować jedynie jako miarę „przestrzeni”, w której zaistniała komunikacja. Problem zaczyna się, gdy AVE staje się fetyszem, a nie wskaźnikiem pomocniczym - i gdy buduje się je na piasku (to nawiązanie do mojej prelekcji na Kongresie Profesjonalistów Public Relations 2024 w Rzeszowie).
Co robić zamiast iluzji?
-
Wrócić do Barcelona Principles i Frameworku AMEC: mierzyć ciągłość outputs → outtakes → outcomes/impact.
-
Wprowadzić jakościowy SOV (udział w głosie z wagą jakości), message pull-through, wskaźniki dotarcia do grupy celowej, a w ślad za tym zachowania (ruch, zapytania, leady, konwersje, rekrutacja).
-
Dla AVE – jeśli już używamy – opierać je na aktualnych stawkach rynkowych, z pełną metryką (źródło, data, format/placement, pasmo/godzina w RTV).
-
Zawsze robić sanity check z realnymi kosztami (CPM/CPP/kolumna/digital), a materiały nie na temat wycinać z kalkulacji.
Apel do środowiska (ZFPR, PSPR, SAPR, organizatorzy konkursów Złote Spinacze i PR Wings): uczyńmy jawność metodologii standardem. W raportach i zgłoszeniach konkursowych obowiązkowe powinny być: źródła stawek i ich daty, opis kompletności bazy oraz zasady filtracji. Materiały oparte na zawyżonych cennikach i uboższej bazie - do poprawy, nie do nagradzania.
Klientom i zespołom rekomenduję krótki audyt higieny danych: sprawdzenie źródeł, stawek, kompletności i jakości, a potem raportowanie wspierające decyzje, nie iluzje. Lepiej mieć liczbę skromniejszą, ale prawdziwą, niż efektowną fatamorganę, która prowadzi wprost do złych inwestycji.